HISTORIA Z ŁYSYM CZORTEM

"Swego czasu okropnie dręczył mnie łysy czort. Przyłaził w dzień, z uporem godnym lepszej sprawy. Miałam swoje sposoby, żeby posyłać go w diabły, ale ten wyjątkowo nachalny egzemplarz - trudno nawet nazwać go stworzeniem - w kółko wracał, wyskakiwał ex machina w najmniej oczekiwanych momentach i najdziwniejszych miejscach. Parszywy, wyleniały. Brr... Ohyda. A że stawką była ni mniej, ni więcej, tylko moja nieśmiertelna dusza, żyłam w bezustannym napięciu. Nic gorszego, jak co chwila rozglądać się i wypatrywać gorejących wrót piekła w szafie, pod pokrywką garnka albo klasycznie - w lustrze. Kto spotkał się z siła nieczystą, ten wie, o czym mówię. Paraliżował mnie strach. Aż któregoś dnia niespodzianie rozprawiłam się z czortem raz a dobrze. Znalazłam sposób i szczerze go każdemu polecam. A raczej każdej.
   Pamiętam, że było to wieczorem, po ciężkim, upalnym dniu. Przywlokłam się z miasta zmachana i spocona. Zrzuciłam sukienkę, ściągnęłam mokre na stopach pończochy. Duszne zmęczenie mieszało się z duchotą cielska sporej baby, fuj, wiec wyciągnęłam zakrwawioną p o d p a s k ę zrobiona ze starego prześcieradła i poszłam do łazienki, żeby wleźć pod prysznic. I raptem - hyc! - w ciemnym korytarzu rzucił się na mnie czort. Akcja z zaskoczenia. Ale nic z tego. Zaskoczona, owszem, byłam, i to tak, ze bez namysłu, instynktownie, trzasnęłam go zakrwawianą podpaską - a lało się ze mnie jak z cebra - trzasnęłam przez łysy łeb tak, że na jasne ściany korytarza bryznęły czerwone krople. I jeszcze, i jeszcze, i jeszcze! Pierwszy raz walnęłam byle jak, potem nie mogłam się już opanować i okładałam parszywą łysinę z całej siły, raz za razem, wkładając w to całą nienawiść, tak długo gromadząca się w duszy: "Zgiń, zgiń, przepadnij, siło nieczysta!" I przepadł. Kwiknął z przerażana i przepadł. I nigdy więcej nie wrócił.
   Do dziś nie wiem, co go przegoniło. Może krew miesięczna ma jakieś magiczne własności i potrafi przepędzić czorta, a może po prostu zrobiło mu się wstyd, ze spasował przed zwykłą śmiertelniczką - tak czy inaczej, nigdy więcej już mnie nie nachodził. Chociaż długo się bałam, że wróci, i nie używałam podpasek h i g i e n i c z n y c h, nie kupowałam ich, dopóki nie nabrałam pewności, ze czort poszedł w diabły. Żadną skrzydlatą, anielską podpaską nie wygnałbym go tak skutecznie, jak zakrwawionym strzępem starego prześcieradła.
   Czyli fizjologia czasem się przydaje, nawet takim jak ja. A zapach krwi - nie wiedząc skąd - czuję w powietrzu do dzisiaj."
  Fragment pochodzi z książki pt "Miasto ryb", autorka: Natalka Babina
Właśnie zaczynam czytać - i już na wstępie bardzo mocne wejście. Książka jest polecana miedzy innymi przez "Radio Z" - tam były czytane jej fragmenty, ale ma również bardzo wiele pozytywnych recenzji, wiec jak ktoś ma ochotę - to zachęcam do przeczytania. 

Komentarze

Popularne posty